Czy będziesz umiał coś mi doradzić w relacji damsko-męskiej?
Od niedawna jestem mężatką. Bohaterów w moim życiu jest dwóch. Mój mąż i Kamil, który jest naszym znajomym od lat. Z Kamilem pracowaliśmy kiedyś razem. Z racji jego profesi pomagał nam w organizowaniu ślubu.I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że trzy lata temu przespaliśmy się razem. Jednorazowa przygoda po alko.. poszłam do niego się żalić na Pawła po jakiejś tam kłótni. Po tym zajściu nasz kontakt spadł do spotkań koleżeński, bez seksu i poważnych rozmów.
Jakoś tak wyszło, że zaraz po ślubie znów sporo pisałam z Kamilem. Zaczęło się od tematów organizacyjnych, a później zeszło na prywatne. Zaczęłam mu się żalić, głównie na nudny seks i słabą noc poślubną i między wierszami zaproponowałam mu romans… i dostałam kosza. Mega mnie to zszokowało, bo byłam pewna, że chce tego.Powiedział tylko: „Masz męża”, więc generalnie nie chciał się mieszać. A wcześniej z rozmów wynikało, że mu się podobam. Byłam pewna, że nie odmówi… a jednak. Trochę to szokujące było dla mnie. Męska solidarność prawda? Mężatek nie tykamy?
Dobre, podoba mi się, może nawet powinienem się czuć zdegustowany? Jednak wolę podziękować, że do mnie napisałaś. Schlebiasz mi tym samym, bo potwierdzasz, że najłatwiej jest sypiać z mężatkami – a o tym już pisałem.
Ile filmów o tym było? Masa. I jeden z takich filmów warto przytoczyć – Droga do szczęścia (Revolutionary Road) z 2008 roku z genialną Kate Winslet i DiCaprio, który jak się okazało wcale nie zatonął w północny Atlantyku. Film opowiada historię młodego małżeństwa, które świetnie maskuje frustrację wynikające z niespełnień jakich doświadczają z racji związku.
Mam wrażenie, że u Ciebie jest podobnie. Wiesz dlaczego? Bo kompletnie nie wiesz na czym polega uczciwość wobec siebie, męża i małżeństwa, które wspólnie tworzycie. Nawet nie umiesz napisać, że go kochasz, a zamiast tego ciągle mówisz o Kamilu (odwołanie do konwersacji, której tu nie przytoczyłem).
Uczciwość wobec samej siebie.
Zapamiętaj droga Kingo, uczciwość wobec siebie samej polega na nadawaniu swemu życiu sensu. Jeśli posiadasz pracę, która nie przynosi Ci satysfakcji, jeśli masz przyjaciół, których uważasz za fałszywych czy po prostu nie posiadasz pasji, która sprawia, że twoje życie jest (dla Ciebie) interesujące – to nie jesteś wobec siebie uczciwa. Nikt za Ciebie nie przeżyje życia i nikt nie powinien Cię w tym życiu niańczyć. Kobiety już dawno przestały być ciągnięte za rękę przez mężczyzn. A ja odnoszę wrażenie, że właśnie takie zadanie przypisałaś swojemu mężowi. I nie rozumiem dlaczego on miałby za Tobą w nieskończoność ganiać, skoro nie ma w Tobie nic ciekawego?
Musisz zrozumieć, że małżeństwo, to nie impreza urodzinowa. Kompletnie nie rozumiem jak mogłaś stwierdzić, że wyszłaś za swojego faceta, bo rodzina naciskała, BO MIAŁAŚ NADZIEJĘ, ŻE TO POPRAWI WASZE RELACJĘ. Weź przestań, nie masz już siedemnastu lat. Trzeba być głupią emocjonalnie, aby podejmować życiowe decyzję w tak naiwny sposób. Bycie żoną, to coś więcej niż trzymanie w buzi jednego kutasa przez resztę życia. Bycie żoną, to etat bez pit stopu, który wymaga kompromisów, ciągłego pielęgnowania relacji, nieustannej pracy i poświęceń. A Ty najwyraźniej nie jesteś w stanie tych poświęceń udźwignąć. Nie twierdzę, że to źle – po prostu nie dojrzałaś do małżeństwa, tyle.
Jeśli po trzech latach znajomości, twój facet Cię nudzi, nie pociąga seksualnie, nie daje porządnie po cipie i żeby tego było mało idziesz do łóżka z jego najlepszym kumpel, a później sukcesywnie przez kolejne trzy lata fantazjujesz i starasz się, aby łaskawie wszedł w twoją dupę (miesiąc od ślubu) ponownie… wybacz, ale w Twoim przypadku sama „miłość”, to kurwa za mało – aby stawać na ślubnym kobiercu. Jestem ateista, ale nawet ja miałbym szacunek do sakramentu małżeństwa – bo składanie obietnicy – wierności i trwaniu w chorobie aż do śmierci, to coś więcej niż głupie regułki, które wypada powiedzieć, bo rodzina słucha, a ksiądz wymaga.
W obecnej chwili niszczysz swoje małżeństwo. Rujnujesz swojego faceta, któremu jeszcze pozwalasz, aby zabierał Cię na wizyty do byłego kochanka. Liczysz na to, ale to nie jest najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rujnujesz siebie.
Jak dbacie, tak macie.
I wiesz? Tutaj nie chodzi o męską solidarność. Gdyby facet miał zasady, to nie dymałby dziewczyny swojego najlepszego kumpla. Gdyby dziewczyna miała zasady, to nie dotykała by jaj tego faceta – zwłaszcza kiedy chwilę temu płakała, że kocha swojego chłopaka, ale im się nie układa. Proste. Wierność, zaufanie, miłość – tutaj ewidentnie tego brakło i nie wierzę, że muszę to tłumaczyć dorosłej kobiecie. Jesteś głupia emocjonalnie i wieje od Ciebie desperacją – pisałem już o tym w innej notce. Teraz masz pretensję do Kamila, że nie chce mieszać się w gówno, które sama zrobiłaś w swoim życiu. Jak możesz się mu dziwić? Po co mu niewierna mężatka? Myślisz, że będzie chciał mieć z Tobą dzieci, rozwiedziesz się i będziecie żyli długo i szczęśliwie? Dziewczyno, życie to nie Zbuntowany Anioł, jak możesz myśleć w tak infantylnych kategoriach?
Nie chcę Cię oceniać, bo nie w tym rzecz – twoje życie, baw się sama. Nie jestem też psychologiem czy cholera wie kim, ale twój problem leży u podstaw twojej samooceny i postrzegania siebie. Masz z tym problem, co?
Nie potrafisz stanąć półnaga przed lustrem i popatrz na siebie z uśmiechem?
Spróbuj. Przywitaj Kingę. Spójrz na jej włosy, ramiona, talię, uda. Nie widzi Ci się to, prawda? Chciałabyś coś zmienić, najlepiej wszystko? Jesteś w stanie się rozebrać przy mężu nie czując się przy tym zakłopotana i rozczarowana?
Twój problem nie jest nadzwyczajny. Twój problem, to problem sporej cześć żon XXI wieku. Współczesne mężatki diametralnie zmieniły stosunek do zdrady. Przez romans chcą zostać zauważone, wyjątkowe, docenione – mężowie często o tym zapominają, bo uważają, że jak mają przy sobie babę to już nie trzeba się starać. Co za bullshit. Współczesnym kobietom jest łatwiej zdradzać, bo nie musi robić absolutnie nic – wystarczy, że się zgodzi, bo zawsze trafia się jakiś koleś, wokół którego można się owinąć i potraktować jako nadzieję i bezpieczną tratwę. Romanse są sielanką i ucieczką od życia, bo nie trzeba gadać o rachunkach, jest luz i brak problemów – są tylko emocje, kilkukrotnie razy silniejsze od relacji z przewidywalnym mężem.
Sama piszesz:
Święta zweryfikują to wszystko, bo na co dzień pracujemy zmianowo, a te świąteczne 4 dni wolne mamy raz do roku.
Wiesz, jestem z pokolenia, gdzie nie puszczało się w tym wieku. Nie szalałam za młodu. Całe życie byłam mega pookładana, aż były chłopak mnie kopnął w dupę (miałam 20 lat), bo zrobiłam sama z siebie kurę domową i robiłam mu obiadki. Dawne dzieje. Poprzedniego przed mężem ja zostawiłam, bo był dla mnie za dobry.
Przejmujesz się czterema dniami, które są niczym w porównaniu z resztą dni jakie trzeba spędzić w udanym małżeństwie. Na co liczysz? W święta będzie ok, a później wszystko wróci na stare tory. Jesteście ludźmi dorosłymi, macie problem, dlaczego po prostu nie usiedzicie i nie zmienicie swojej sytuacji? Wybacz, ale jeśli mijacie się w życiu przez pracę, to zmieńcie ją. To nie normalne, aby tkwić w niej i godzić się na to, aby Was oddawała od siebie. Kiedy ostatnio byliście gdzieś razem? Kiedy wspólnie wyjechaliście na urlop? Twój mąż jest realistą? Chyba nie bardzo. I chyba już długo przed małżeństwem żyliście „jak stare małżeństwo”.
Nie wyszalałaś się za młodu i to poważny problem, który prędzej czy później Cię zje. Poukładaj sobie to w głowie, bo z Twoim myśleniem będzie ciężko być wierna żonką. Ciężko będzie Ci ufać samej sobie, a to cholerna słabość, bo życie nie zbiera jeńców.
Wspominasz, że były chłopak był „za dobry”. Wcześniej w wiadomościach wspominałaś, że Twój mąż też jest dla Ciebie za dobry. I tutaj sytuacja staje się już dla mnie całkowicie jasna. Pogubiłaś się, cholernie, ale winę ponosicie wspólnie. Udobruchałaś sobie mężulka w czasach panieńskich, był na każde skinienie twojego palca, podobało Ci się, bo mogłaś na niego liczyć. I tu cały problem… kobiety pragną księcia z bajki, białego konia i dużego dyliżansu z całym pakietem korzyści. Niestety tak zdominowani faceci szybko się nudni, kastrujecie ich i dziwicie się, że brakuje wam prawdziwych mężczyzn. Koniec ery mężczyzn, to twoja wina. To dlatego spotykasz się z określeniem, że kobiety lubią złych chłopców – źli chłopcy to emocje, którymi się karmicie. Źli chłopcy potrafią złapać za włosy i bez pytania przetrzepać dupę na dwieście różnych sposobów. A twój mąż? Wiecznie zmęczony, codziennie robi to samo, żyje tylko robotą, śpi, sra, daje Ci 15 minut rozkoszy dwa razy w tygodniu… ale Ty potrzebujesz więcej? Kamil ma to wszystko. Ma tą wolność, singlom żyje się łatwiej niż ludziom w związku – bo związek wymaga większych poświęceń, w związku powinno się żyć wspólnie – w pojedynkę odpowiadasz tylko za siebie, robisz co chcesz.
Współczesne kobiety i faceci nie respektują dawnych standardów moralności. Jesteś młodą mężatką. Małżeństwo, to odpowiedzialna sprawa, tak samo jak odpowiedzialność. Ponieście zatem odpowiedzialność za Was i wasze relację. Najłatwiej jest ulec problemom, szukać seksu i aprobaty poza małżeństwem, ale to nie zaprowadzi Cię do rozwiązania, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej pogorszy wasze relację i twoje relacje z samą sobą. Zacznijcie rozmawiać o problemach jak dorośli ludzie, a nie mijajcie się jak niedojrzali nastolatkowie.
Będę już kończył. Nie rozwiąże za Ciebie twoich problemów – nikt tego nie zrobi poza samą Tobą i twoim facetem. Zdaj sobie sprawę też z jednego – najsmutniejszy w tej całej naszej rozmowie był fakt, że cały czas pisałaś o Kamilu, a Twój mąż był gdzieś tam na trzecim, czwartym miejscu. Pomyśl o tym i zacznij zmianę od samej siebie, bo wszystkim nam przychodzi znajdować miłość w złym momencie.
Ps. Gdyby tego wpisu było mało, sprawdź „Dzikie historię” z 2014 i tamtejsza przypowieść o pannie młodej.
To naprawdę daje do myślenia.
Udostępnij
Ostatnia aktualizacja 7 kwietnia, 2021