Umieramy w zakamarkach własnej duszy, porozrzucani po osobnych pokojach jak niepotrzebne zabawki. Milczymy, choć tak bardzo chcielibyśmy krzyczeć. Rozbici, niezrozumiali, osamotnieni, ściśnięci za gardło przez dumę, która wyjątkowo nie pozwala nam przeprosić. Nie tym razem, nie w tym przypadku…
Znów coś poszło nie tak.
Sami nie wiemy co dokładnie.
Zła chwila, zły dzień, a może miesiąc, rok i życie?
Sprawy nie powinny tak się potoczyć. Nie, jeśli jak twierdzimy, nadal nam na sobie zależy. Jednak żadne z nas nie może uzurpować sobie prawa do przekraczania granic. Nie tych, po przekroczeniu, których słowa potrafią być ostre jak na naboje. Po tamtej stronie nic nie usprawiedliwia osób, które chcąc za wszelką cenę bronić swoich racji i decydują się wymierzyć w stronę osób, które (ponoć) kochają. Jaka to miłość, która nie zważa na to gdzie i czym trafi? Jaka, która jest w stanie wyrządzić tak wiele krzywd swoim głupim uporem i nierozsądnym zachowaniem? Nie kupuję późniejszych argumentów, że się nie chciało – chciało i powiedziało to co się myśli. Nie jesteśmy dziećmi, aby mieć problem z trzymaniem nerwów na wodzy. Prosty przykład? Dlaczego pewnych słów w życiu nie powiedzieliśmy do swoich rodziców? A jednak partnerowi czy partnerce już tak… Czy to kwestia większego lub mniejszego szacunku? Większej lub mniejszej miłości? Wydaje mi się, że miłość i szacunek, to wartości, których nie należy stopniować, bo wtedy nie są tym, czym powinny.
Dlatego uważam, że nic nie usprawiedliwia złości i czynów, których podejmuje się w afekcie. Bierzmy odpowiedzialność za to na co sobie pozwoliliśmy, a jeśli nie potrafimy – to nie domagajmy się szacunku od innych, gdy sami nie potrafimy ich uszanować.
Jeśli chodzi o mnie, jestem w stanie przyznać się do błędu. Zacząć rozmowę jako pierwszy i szczerze przeprosić, a następnie zastanowić się, co należy zrobić, aby ponownie nie dochodziło do beznadziejnych sytuacji, które krzywdzą bliskich mi ludzi.
Jestem, bo rozumiem, że każda kłótnia i każdy dzień, w którym się milczy, to kula armatnia wymierzona w nasz wspólny dom. Nie ma związków i relacji, które byłby kuloodporne. Prędzej czy później, wszystko o co się nie dba, zacznie szwankować, sypać się cegiełka po cegiełce, aby w konsekwencji się rozlecieć. Można łatać i próbować naprawiać, ale na jak długo? Kiedy po miesiącu, znów z tego samego powodu podpalamy ląd i o nic nie dbamy?
Tu już nawet nie chodzi o to, aby nauczyć się przepraszać. Przepraszanie jest stosunkowo proste. Tutaj chodzi o to, aby umieć przyznać się przed samym sobą do błędu i wziąć własną część winy na siebie – bez usprawiedliwiania, szukania argumentów na naszą korzyść i oczekiwania, że partner przeprosi pierwszy… a dlaczego by miał? Skoro to my przekroczyliśmy cienką czerwoną linie i pozwoliliśmy sobie na to co nigdy nie powinno paść z naszych ust? Nauczmy się w końcu ze sobą poprawnie komunikować i unikać kłótni – poświęciłem tym zagadnieniom dwa rozdziały w swoim bestsellerowym poradniku dla par, książce „Obowiązki uczuć„.
Skończ te wewnętrzne dialogi łechtające Twoje ego
Naprawdę to bez znaczenia, że ktoś Cię sprowokował. Nie ma znaczenia żaden zespół napięcia przedmiesiączkowego, wylana kawa czy stłuczony iPhone. Jeśli decydujemy się przekroczyć pewne granice w swoim zachowania, musimy liczyć się z konsekwencjami.
Jest Ci ciężko wyjść z wyciągniętą w czyjąś stronę dłonią? Wziąć na siebie część winy i po prostu szczerze przeprosić? Jeśli tak, to na co liczysz? Czy naprawdę warto zniszczyć w jednej głupiej chwili wszystko co się budowało, tylko dla tego, bo ego i duma na usilnie każe Ci się trzymać swoich racji?
Przyznanie się do własnych błędów to odważne i dojrzałe działanie. Trudne, ale konieczne, jeśli mamy radzić sobie z trudnościami w relacji. Wiem co sobie myślisz – przeprosiny to poniekąd przegrana. To przyznanie się do błędu, porażki, słabości. Ukłon przed „przeciwnikiem”, któremu odda się bez walki wiktorię. To dlatego słowo przepraszam nie może przejść Ci przez gardło? Jednak inne przykre słowa przepłynęły przez Ciebie bez najmniejszego zawahania.
Tylko mądrzy ludzie są w stanie pochylić czoło i okazać skruchę.
Tylko oni rozumieją, że w miłości nie chodzi o walkę, a o miłość.
Szczere przeprosiny są w stanie oczyścić napiętą atmosferę i naprawić szkody wywołane słowami bądź czynami. Przeproszenie prowadzi do przywrócenia cudzego zaufania. To jedyna droga do tego, aby nie myślano o nas źle i nie chowano urazy, która trzymana w sobie zbyt długo, prowadzi do destrukcji – własnego samopoczucia lub relacji, w której najprościej w świecie nie chcę się już uczestniczyć – nie po tym co się usłyszało, bo jedno wyznanie potrafi zabić wszystkie prawdy, w które się wierzyło.
Nie traktujmy przeprosin jako osobistej porażki. Przeprosiny są konieczne, bo ludzie są żywi, a więc tworzą ŻYWE, szybko zmieniające się relacje. Nie zawsze będzie po naszej myśli. Będzie dochodziło do zgrzytów i będzie iskrzyło przy różnicy zdań i obronie tego na czym nam zależy…
Myślę, że ludzie budowaliby wytrzymalsze i trwałe związki, gdyby nie byli tak bardzo zadufani w sobie. Gdyby nie byli tak pyszni i uparci. Gdyby potrafili przetrawić te nieprzyjemne głosy w głowie, które nie pozwalają przerwać ciszy między dwojgiem. Gdybyśmy po prostu potrafili powiedzieć, bez wstydu – zjebałem/zjebałam, nie jestem idealny/idealna i nie wstydzę się przyznać tego na głos. „Przepraszam za to co zrobiłam/zrobiłem, naprawdę żałuję i będę robił wszystko, aby do tego ponownie nie dopuścić.”
Kto powinien przeprosić pierwszy?
A kto pozwolił sobie w kłótni na więcej?
Jesteś ciekaw odpowiedzi? A po co Ci ona, skoro Twoje ego wie najlepiej? I widzisz, właśnie w tym tkwi cały problem z przepraszaniem. Chcesz zachować resztki twarzy, tylko jaka to twarz skoro najbardziej na świecie zraniła osobę, którą jeszcze kilka dni temu całowały jej usta i szeptały tyle pięknych rzeczy o uczuciach?
To brzydka twarz, która musi zrozumieć, że upór i zawziętość, nie prowadzi do niczego dobrego. To twarz, która powinna sobie darować oczekiwania, że jako pierwsza musi zostać przeproszona, zwłaszcza, kiedy biła mocnej i celniej, bo najważniejsze było obronienie swoich racji… udało Ci się? I co teraz zrobisz z tymi pożal się Boże racjami? Właśnie wywalają Ci do góry nogami całe twoje życie i sprawiają, że bliska Ci osoba, najchętniej by się spakowała i wyniosła, bo już Cię nie poznaje…
Nie należy Cię przepraszać jako pierwszą/ pierwszego, gdy Twoje podejście do zgody robi się toksyczne. Wiesz co mam na myśli? Oczywiście, że doskonale wiesz. Ile razy ewidentnie zjebałaś/zjebałeś i gryzły Cię wyrzuty sumienia, a pomimo to nie wyciągnęłaś/wyciągnąłeś ręki na zgodę jako pierwsza/pierwszy?
Zbyt wiele razy.
I to zbyt wiele razy prowadzi do toksycznych sytuacji, w których ewidentnie przegięło się pale, a pomimo tego, chodzi się dumnym, butnym i obrażonym jak paw. Jeśli wykorzystujesz te sytuacje i oczekujesz, że ktoś wypije piwo, którego nie naważył, to uważaj, żeby się nie przeliczyć… trzeba mieć wyjątkowy tupet.
Do osoby, która zazwyczaj musi przepraszać jako pierwsza,
choć mniej winy leży po jej stronie. Robisz to, ponieważ w dalszym ciągu Ci zależy i nie chcesz, aby ten kretyn czy kretynka niszczyła wszystko co dotąd wspólnie zbudowaliście. Pamiętaj jednak, że nadmierne przepraszanie w relacji stawia Cię niżej niż tą drugą osobę. Takie zachowanie osłabia poczucie własnej wartości i potęguje twoją bezsilność.
Takie zachowanie uczy winowajcę, że w dalszym ciągu może sobie pozwalać na radosne przechadzanie się po trupach do celu, czyli swoich „racji”. Swoją uległością pokazujesz jak ma Cię traktować, jeśli przepraszasz za rzeczy, które nie są twoją odpowiedzialnością, to wysyłasz jasny sygnał, że twoje potrzeby i granice nie są ważne. Niszczysz swoją wiarygodność i stawiasz się w pozycji podporządkowanej.
Na to zgody nie powinno być, bo nie warto poświęcać się „dla dobra związku” – to żadne dobro, gdy jedna strona emocjonalnie wykorzystuje i manipuluje drugą, stawiając się w roli sędziego i kata.
Przełamywanie milczenia i udawanie, że nic się nie stało, również nie prowadzi do niczego dobrego. Problem, który nie został rozwiązany, a tylko zamieciony pod dywan nadal zostaje problemem, który prawdodpobnie wkrótce wróci do nas z impetem. Ludzie też nie potrafią z dnia na dzień udawać, że nic się nie stało, bo krzywdy są jak rany, które należy koić rzeczywistym żalem i wyjaśnieniami.
Ludzie, którym naprawdę na sobie zależy nie dąsają się po kątach jak dzieci. Ponad wszystko wspólnie szukają właściwego rozwiązania problemu. Robią wszystko co konieczne, aby związek przetrwał i pozostawał w dobrej kondycji. Nawet jeśli wymaga to osobistego przyznania się do winy i poniesienia wszelkich konsekwencji.
Siadacie i rozmawiacie. Jeśli nie potraficie lub nie dochodzicie do zgody, cóż… może powinniście być sam i dalej naiwnie myśleć, że w końcu spotkacie kogoś, kto zaakceptuje waszą butność i często niedojrzałe zachowanie.
Myślę, że uniesienie odpowiedzialności płynącej z popełnionych błędów, jest dużo bardziej imponujące, niż dowodzenie za wszelką cenę, tego, że „miało się rację” – zwłaszcza, gdy ewidentnie się jej nie miało.
Daj mi dzień lub dwa
Żebym mogła
Wymyślić coś mądrego
Napisać list do siebie
By wiedzieć co zrobić
Wiedziałam, że kiedy poprosiłam cie żebyś się nie denerwował tym, co mowię
Zrobiłeś coś dokładnie odwrotnego niż obiecywałeś
I wtedy bałam się jeszcze bardziej
Udostępnij
Ostatnia aktualizacja 9 listopada, 2021